Niecodzienna codzienność

 Wizyta w kawiarni 

Wycierałam kubki z braku lepszego zajęcia w małej kawiarni na tyle daleko od centrum żeby o szesnastej nikogo już tu nie było. Zerkałam niezaciekawiona na dzwonek nad wejściem. dzwonek był typowy mosiężny, zawieszony jednak na sznurku i niedzwoniący. Zawieszony tam dumnie widoczny w każdym zakątku kawiarni. Mimo ślicznemu zdobieniu w kształcie kanarka z uniesionym dziobem był bezużyteczny.

Najchętniej bym go zdjęła. Nawet jeśli miałabym nie zawieszeniem nowego, lepiej żeby nie było żadnego niż byłby popsuty. Pochyliłam głowę słysząc drzwi na zapleczu wracając wzrokiem do polerowanego od kwadransa kubka. 

-Starłaś już farbę?- z ironią patrzy na nią Oskar jej współpracownik pachnąc jeszcze dymem papierosowym. 

-Nie.- odmrukuje. 

-Nie rozumiem po co to robisz, nawet kierownik ma to w dupie.- chłopak walnął się na jedno z krzeseł przy stoliku najbliżej lady i zakładając nogi na stuł przy okazji strząsnął na niego trochę ziemi. 

-To nasza praca.- odpowiadam mu widząc jak z jego podeszwy spada kolejna porcja piachu w rytm machania stopą. 

-Nikt ci nie zapłaci więcej jak wytrzesz je dwadzieścia razy zamiast raz. Naprawdę jesteś głupia.- stwierdził chłopak wyjmując smartfona z tylnej kieszeni. Więcej piachu poleciało na stolik. 

-Nie jestem głupia.- stwierdzam na co Oskar podnosi wzrok znad ekranu by posłać mi kpiące spojrzenie i znów spojrzeć w ekran. 

-To odłóż ten kubek.- mówi po czym uśmiecha się do ekranu całkowicie zapominając o mnie. 

Odkładam naczynie i rzucam ścierkę do zlewu. Biorę trzy kubki, jeden włożony w drugi, chować je do przeszklonej szafki. Zostały jeszcze godziny do końca pracy. Jak zawsze nie ma nic do roboty. Nie chcę jednak tego przyznać. Biorę więc ścierkę i ruszam po raz trzeci od wyjścia ostatniego klienta, przetrzeć stoliki. 

Polerując blat rozmyślam jak zawsze o studiach i o tym, że nie dostałam się na kierunek, który chciałam. Może Oskar ma racje uważając mnie za głupią i niedorozwiniętą. Płacą nam tak samo a on nic nie robi poza uśmiechaniem się kiedy w końcu ktoś przyjdzie. Nie żeby był brzydki, kierownik gdy mnie przyjmował mi również powiedział wprost, że robi to ze względu na jak to ujął uprzejmą urodę. 

On zresztą pokazywał się na dole tylko rano, kiedy mieliśmy najwięcej klientów, głównie chyba ze względu na przytulną nieco babciną atmosfer kawiarni. Większość napoi podawaliśmy w kubkach a ciasta i inne przysmaki były serwowane w większych niż normalnie porcjach, do tego mieliśmy ofertę śniadaniową składającą się głównie z naleśników, ale to wystarczało. 

Po śniadaniu kierownik wycofywał się piętro wyżej gdzie mieszkał i z reguły nie schodził do końca dnia. Trochę mu się nie dziwiłam miał wyraźny problem ze stawami więc nic dziwnego, że nie lubił stać ani chodzić zbyt długo. W gorsze dni jego dłonie i nadgarstki przez długi czas nie zostawały w bezruchy by na koniec były niemal tak sztywne żeby przypominać rzeźby. 

Oskar poderwał się z miejsca omal nie wyrywając mi ścierki z ręki, pozwoliłam mu na to patrząc jak energicznie ściera piach ze stolika. Nie był to pierwszy raz, więc ruszyłam na zaplecze po dodatkowe mleko. Takie pobudzenie u mojego współpracownika mogła wywołać jedynie jego dziewczyna. Olivia, jak miała na imię dziewczyna Oskara, zaraz wpadnie tu z trzyosobowym stadkiem swoich przyjaciółek. Blondynką z czerwonymi zerówkami, farbowana blondynka zawsze chodząca z jakąś książką, której nigdy nie otwiera i brązowowłosa z trzema kolczykami w prawym uchu i po jednym w pozostałych miejscach, które można przebić. 

Jedna zamówi Latte, druga Cappuccino a dwie pozostałe koktajle mleczne, które są specjalnością kawiarni. Olivia jest wielką fanką truskawkowego koktajlu z podwójną bitą śmietaną i mimo zawartości dwóch gałek lodów pije je również zimą. 

Nie zdążę wyjąć lodów, kiedy słyszę głos Olivii:

-Cześć kochanie.- nie podnoszę głowy, ale wiem, że teraz witają się pocałunkiem by chłopak mógł z szarmanckim uśmiechem zaprowadzić je do stolika na którym chwile temu trzymał adidasy.

-To co zawsze?- pytam z uśmiechem zanim zdążą zdjąć szaliki i kurtki które naszą mimo, że jesień na dobre się jeszcze nie zaczęła. 

-Ja dziś poproszę Americano.- wyrywa się przyjaciółka numer 2- ta w zerówkach. 

-Za pięć minut przyniosę do stolika.- odpowiadam zakładając na twarz serdeczny uśmiech.

-Słyszałeś co się stało w stolicy?- kiedy wlewam do kubków espresso dobiega mnie głos Olivii. 

-Czytałem na jakiejś stronie z wiadomościami.- odpowiada jej chłopak.

-To straszne!- obwieszcza podniośle farbowana przyjaciółka numer 1.

-Ludzie codziennie umierają.- stwierdza z wymuszoną obojętnością przyjaciółka numer 3.- Nic wielkiego się nie stało. 

-Jesteś taka nieczuła Pati! Przecież ta studentka miała przed sobą całe życie. Jak sobie wyobrażam, że na nasz uniwersytet ktoś może wejść w dowolnym momencie i losowo kogoś zadźgać to mnie przechodzą ciarki.

-Każdemu mogło się zdarzyć. Na to nikt nie ma wpływu.

-Ta dziewczyna pewnie też tak myślała.- głos zabiera Olivia a wszystkie wlepiają w nią wzrok jak w obrazek. 

Ręka mi się omsknęła i wylałam mleko na blat by te spłynęło po szafce wprost na moje buty. odstawiam karton by sięgnąć po ścierkę i wycieram buty. Zirytowana jednocześnie na Olivie i jej bzdurną mądrość wycieram czarne buty, które bardzo nie chcą stać się na powrót czarne. 

-Do tego jakiś niedorozwinięty idiota wrzucił petardy do damskiej toalety.- nie wiadomo, kiedy w trakcie nieudolnej próby pozbycia się mleka z zamszowych botków rozmowa zabójstwa przechodzi na petardy w kiblu.

-Byłyście przy tym jak wybuchły?- na te informację Oskar wykazuje nieistniejące chwile temu zainteresowanie rozmową. 

-Tylko Olivia i Pati.- odpowiada numer 1. 

-Czemu nic nie mówiłaś? Dam sukinsynowi w mordę. W końcu mogła stać ci się krzywda.- Obwieszcza dumnie swojej dziewczynie na co ta łapie go za rękę z zatroskaną miną.

-Dlatego ci nie mówiłam. Tak jak teraz, niepotrzebnie byś się denerwował a mi nic się nie stało. 

-Nie lubię jak zatajasz takie rzeczy.- chłopak chce kontynuować, ale dziewczyna mu przerywa.

-Wybacz. Wiem, że się o mnie troszczysz. Kocham cię.- kończy cmokając Oskara w policzek.

-Zamówienie gotowe.- wołam uderzając w tym razem działający dzwonek przy kasie. 

Wysoki dźwięk nie zdąży wybrzmieć, kiedy chłopak rusza do lady po zamówienia. Zaraz wraca z powrotem z tacą z czterema szklanymi naczyniami wypełnionymi po brzegi. Patrzę z lekką fascynacją jak płynnymi ruchami współpracownik nie wylewa choćby kropli. Mimo niekoniecznie pozytywnych uczuć w kierunku Oskara byłam zafascynowana sposobem w jaki się poruszał. Jak jego ręce nie drżały ani nie zacinały się, jak nogi nie plątały się a biodra lawirowały między stolikami jakby właśnie do tego zostały stworzone. Kiedy się nie odzywał a tylko poruszał przypominał dzikie zwierzę, drapieżnika nie wahającego się przed niczym. 
Ale gdy otwierał usta jego drapieżna natura znikała a on stawał się leniwym dupkiem uważającym, że ludziom którzy mu się nie podobają nie należy się ani szacunek ani jego uprzejmość. 

-Mogę prosić jeszcze o kawałek bezy?- koleżanka 

-Pewnie.- mówię zaglądając pod ladę, zostały dwa kawałki wcześniej podzielonego tortu, wybrałam ten z małą bezą przyklejoną białą czekoladą na środku kawałka by móc patrzeć jak dziewczyna najpierw oskubie wszystko dookoła zanim postanowi zjeść beze.- Proszę bardzo.- mówię podając uśmiechniętej dziewczynie ciasto. 

-Ona wygląda jak lalka.- słyszę niezbyt dyskretny szept koleżanki numer 1.

-Usłyszy cię.- numer 3 na moment traci całą swoją obojętność.- Przymknij się, stoi dwa metry dalej.

-Nie słyszy. Nadal wyciera kubki. Ciebie to nie fascynuje? Jak ktoś taki pracuje w takim miejscu?

-Musimy o tym gadać przy niej?

-Przecież Oskar mówił, że ona jest, no wiesz.

-Pomówimy o tym później. Teraz wolę posłuchać o tym co się stało między tobą a Maksymilianem. 

-O! Jak mówiłam ci wcześniej.- Z kolei tego ja nie chciałam słuchać.

-Idę na przerwę.- odkładam kubek na blat i zanim Oskar zdąży mnie zatrzymać znikam w szatni dla pracowników. Na szczęście dziś ma tyle przyzwoitości by za mną nie iść. 

Opadam na fotel w którym zapadam się pod własnym ciężarem, kiedyś po przeciwnej stronie stolika stał drugi, ale kierownik postanowił zabrać go do siebie. Przymknęłam oczy, ten fotel był idealny do drzemania. Moje mięśnie przeszedł dreszcz, zignorowałam go pewna że wywołał go zakręcony grzejnik odpłynęłam. 

Zamrugałam, ale to nie rozproszyło ciemności, która mnie otaczała. Wyciągnęłam przed siebie rękę, ale ciemność była tak gęsta, że nie byłam pewna czy w ogóle nią poruszyłam. Gwałtownie machnęłam ręką, na skórze zebrał się chłód. Znów zamrugałam, ale nic się nie zmieniło. To nie była rzeczywistość. Postąpiłam pierwszy krok jak zawsze niepewna gdzie zmierzam. 









Komentarze

Popularne posty